Moi Drodzy,
miło mi poinformować o przenosinach na inny adres, dokładnie taki, jak tytuł bloga.
Od dnia dzisiejszego SmokyEveningEyes zamieszka pod adresem www.smokyeveningeyes.blogspot.com
Kompletnie nic nie zmieni się dla fanów na Facebooku, ponieważ tam podaję zawsze linki bezpośrednio do postów.
Starych wpisów niestety nie jestem w stanie przenieść, ale przez jakiś czas będę podawała jeszcze na dole każdego postu link z poprzednim adresem.
Mam nadzieję, że często będziecie tu zaglądać :)
pozdrawiam serdecznie,
m.m.
Poprawka - udało mi się zaimportować posty z tego bloga na ten już docelowy, także wszystko znajdziecie już pod adresem www.smokyeveningeyes.blogspot.com :)
czwartek, 24 marca 2011
Dwufazowy płyn do demakijażu oczu - Nivea Visage - raczej niekoniecznie...
Jakiś czas temu, zmuszona nieobecnością w drogerii mojego ulubionego demakijażu Ziai, sięgnęłam po dwufazowy płyn Nivea. Szczerze mówiąc byłam przekonana, że płyn świetnie się sprawdzi. Lubię markę Nivea. Mam fioła na punkcie ich kremowych żeli pod prysznic, lubię ich balsamy, ale niestety ten produkt mnie rozczarował.
Producent:
- pielęgnacyjna formuła chroni rzęsy oraz wrażliwe okolice oczy
- efektywnie usuwa nawet najbardziej trwały wodoodporny tusz
- szybko rozpuszcza w/w tusz bez konieczności mocnego pocierania
- efekt - wrażliwa skóra wokół oczu jest wyjątkowo skutecznie i delikatnie oczyszczona, a rzęsy zadbane
Rzeczywistość:
płyn niestety rozwarstwia się nawet po bardzo energicznych wytrząśnięciu praktycznie od razu na waciku. Od momentu dotknięcia nim powieki nieprzyjemnie szczypie. Niestety działanie również nie powala. Płyn Nivea owszem, usuwa makijaż oczu, ale delikatny, dzienny. Z mocniejszym niestety już sobie nie radzi. Nie jest w stanie podołać również praktycznie żadnemu tuszowi w 100%, płyn micelarny miał po nim jeszcze mnóstwo roboty. Zaznaczam, że nie tarłam oczu jak szalona, bo szkoda mi skóry i rzęs. Pozostawia po sobie tłustą warstwę, której szczerze nie lubię. Dodatkowo podrażnia oczy, co odejmuje mu kolejne punkty. Przy tym wszystkim jest jeszcze mało wydajny.
Tak więc po kilkunastu próbach, dochodzę do wniosku, że fanką tego produktu raczej na pewno nie zostanę. Ziaja oferuje znacznie lepszy i skuteczniejszy produkt.
m.m.
Producent:
- pielęgnacyjna formuła chroni rzęsy oraz wrażliwe okolice oczy
- efektywnie usuwa nawet najbardziej trwały wodoodporny tusz
- szybko rozpuszcza w/w tusz bez konieczności mocnego pocierania
- efekt - wrażliwa skóra wokół oczu jest wyjątkowo skutecznie i delikatnie oczyszczona, a rzęsy zadbane
Rzeczywistość:
płyn niestety rozwarstwia się nawet po bardzo energicznych wytrząśnięciu praktycznie od razu na waciku. Od momentu dotknięcia nim powieki nieprzyjemnie szczypie. Niestety działanie również nie powala. Płyn Nivea owszem, usuwa makijaż oczu, ale delikatny, dzienny. Z mocniejszym niestety już sobie nie radzi. Nie jest w stanie podołać również praktycznie żadnemu tuszowi w 100%, płyn micelarny miał po nim jeszcze mnóstwo roboty. Zaznaczam, że nie tarłam oczu jak szalona, bo szkoda mi skóry i rzęs. Pozostawia po sobie tłustą warstwę, której szczerze nie lubię. Dodatkowo podrażnia oczy, co odejmuje mu kolejne punkty. Przy tym wszystkim jest jeszcze mało wydajny.
Tak więc po kilkunastu próbach, dochodzę do wniosku, że fanką tego produktu raczej na pewno nie zostanę. Ziaja oferuje znacznie lepszy i skuteczniejszy produkt.
m.m.
Quite Cute - kwietniowa kolekcja MAC
Postaram się dzisiaj chociaż trochę nadrobić zaległości.
Za kilka dni w salonach MAC nowa kolekcja. A w niej - lukier, cukier, słodkości i wszystko co urocze. Oczywiście w estetyce MACa. :)
W kolekcji znajdziecie:
Coś szczególnie Was zachwyciło? Jakieś typy? Ja chyba tym razem odpuszczę quad cieni, na rzecz tego lawendowego różu. Może być ciekawy ;)
m.m.
Za kilka dni w salonach MAC nowa kolekcja. A w niej - lukier, cukier, słodkości i wszystko co urocze. Oczywiście w estetyce MACa. :)
W kolekcji znajdziecie:
- Quad cieni - Cutie, a w nim 4 limitowane kolory - Moshi!Moshi!, Goody Goody Gum Drop, Boycrazy, Azuki Bean
- Mineralize Blush - w trzech kolorach, tu odpowiednio Sakura, Giggly, Miss Behave.
- Pomadki - 5 kolorów - Playing Koi, Saint Germain, Candy Yum-Yum, Quite Cute, Play Time /wszystkie, oprócz Saint Germain są limitowane/
- Błyszczyki - Plushglass , w 4 limitowanych kolorach - Fashion Fanatic, Bubble Tea, Girl /loves/ Boy, I /love/ U
Coś szczególnie Was zachwyciło? Jakieś typy? Ja chyba tym razem odpuszczę quad cieni, na rzecz tego lawendowego różu. Może być ciekawy ;)
m.m.
środa, 23 marca 2011
Wiosna na paznokciach - H&M Spring Nails
Wracam po kolejnej dłuższej przerwie. Mam nadzieję, że niebawem będę mogła pochawalić się, czym konkretnie była ona spowodowana :)
Jako, że w poniedziałek przywitaliśmy wiosnę, z lekkim poślizgiem chciałabym dzisiaj zaproponować Wam właśnie typowo wiosenny produkt przygotowany przez H&M.
W koszykach obok kas, za dokładnie 14,90 PLN znaleźć można poniższy skarb. Dostępny jest on chyba w trzech wersjach, natomiast ja osobiście widziałam dwie i istnienia dwóch jestem pewna.
Kolekcja nazywa się Spring Nails i zawiera 4 lakierki o pojemności 3,2 ml i kolorach - odpowiednio - grey, light purple, dark purple, coral. Rozmiar lakierów jest moim zdaniem idealny - nie zdążą się ani znudzić, ani zestarzeć zanim je zużyjemy.
Druga opcja zawiera, jeśli się nie mylę, m.in. kolor brązowy, granatowy i pomarańczowy.
Co do jakości i trwałości - wiadomo, że nie są to lakiery OPI, że mogą trochę niszczyć paznokcie, że warto uzyć pod nie bazy, lub odżywki, ale kolory są intensywne, pędzelki wygodne, lakiery nie robią smug, ładnie się błyszczą, więc myślę, że na wiosnę, by dodać sobie odrobinę koloru, jest to zestaw idealny. Z trwałością też nie jest źle - lakier wytrzymał na rękach już 4 dni bez odprysków.
a na koniec jeszcze mały grabieżca, czyli trudności z jakimi boryka się 'fotograf' :P
m.m.
Jako, że w poniedziałek przywitaliśmy wiosnę, z lekkim poślizgiem chciałabym dzisiaj zaproponować Wam właśnie typowo wiosenny produkt przygotowany przez H&M.
W koszykach obok kas, za dokładnie 14,90 PLN znaleźć można poniższy skarb. Dostępny jest on chyba w trzech wersjach, natomiast ja osobiście widziałam dwie i istnienia dwóch jestem pewna.
Kolekcja nazywa się Spring Nails i zawiera 4 lakierki o pojemności 3,2 ml i kolorach - odpowiednio - grey, light purple, dark purple, coral. Rozmiar lakierów jest moim zdaniem idealny - nie zdążą się ani znudzić, ani zestarzeć zanim je zużyjemy.
Druga opcja zawiera, jeśli się nie mylę, m.in. kolor brązowy, granatowy i pomarańczowy.
a na koniec jeszcze mały grabieżca, czyli trudności z jakimi boryka się 'fotograf' :P
m.m.
czwartek, 17 marca 2011
Jak to nie zachwyca, jak zachwyca - czyli o MAC Wonder Woman, oraz Viva Glam Gaga 2
Dzisiejsza wizyta w MAC'u utwierdziła mnie w 100% w tym, że Wonder Woman jest kolekcją bez której przeżyję. Byłam do niej sceptycznie nastawiona już od momentu, kiedy zobaczyłam zdjęcia, dlatego nie gnałam do MAC'a w dniu jej wprowadzenia. Dzisiaj obejrzałam ją na spokojnie i jestem pewna - nie moja bajka, nie moje kolory. Zachwycił mnie Tartan Tale, rzucił na kolana ChamPale, podobała bardzo Peacocky, a w WW nie znajduję nic dla siebie. Bez żalu - pass ;P
Zachwyciła mnie natomiast nowa Viva Glam, zarówno pomadka, jak i błyszczyk, pomadka Sheen Supreme w najjaśniejszym odcieniu Supremely Confident oraz nowy kremowy róż w odcieniu Brit Wit. Dzisiaj skusiłam się jedynie na błyszczyk Viva Glam, natomiast mam nadzieję, że może niebawem dołączy do niego reszta :)
Generalnie mając fioła na punkcie cieni do powiek i bardzo intensywnego makijażu oka, stronię raczej od pomadek i błyszczyków. Nie przepadam za kolorem na ustach, sama czuję się w nim dziwnie i raczej go unikam. Ciężko jest mi też znaleźć idealnie 'nagi' odcień, który nie będzie zbyt różowy, ani zbyt biały, nie będzie odcinał się od twarzy i nie będzie wyglądał tandetnie. A kolory nowej Viva Glam są dla mnie po prostu idealne. Są bezbłędnie wyważone, mają dokładnie idealnie nagi odcień. Przy tym błyszczyk nie skleja ust, jest trochę wyczuwalny, ale podejrzewam, że to bardziej kwestia mojego braku przyzwyczajenia do noszenia błyszczyków czy pomadek, niż samego produktu. Bardzo zaskoczyło mnie jego pozytywne działanie na usta. Wargi są po nim bardzo delikatne, gładkie i miękkie, jakby odżywione. Na pewno nie wysusza ust, jak wiele tego typu produktów, co jeszcze bardziej mnie do nich zniechęca.
Na pewno sporym mankamentem dla mnie jest zapach tego produktu. Jest ciężki i waniliowy, a ja średnio przepadam za takimi zapachami. Ale jeśli ktoś lubi, nie powinien mieć problemu.
Błyszczyk ma kolor delikatnego piaskowego beżu. Piękny jest również cały makijaż promujący kolekcję Viva Glam.
Oczywiście cały dochód ze sprzedaży pomadek i błyszczyków Viva Glam Gaga 2 zasili konto MAC Aids Fund.
m.m.
Zachwyciła mnie natomiast nowa Viva Glam, zarówno pomadka, jak i błyszczyk, pomadka Sheen Supreme w najjaśniejszym odcieniu Supremely Confident oraz nowy kremowy róż w odcieniu Brit Wit. Dzisiaj skusiłam się jedynie na błyszczyk Viva Glam, natomiast mam nadzieję, że może niebawem dołączy do niego reszta :)
Generalnie mając fioła na punkcie cieni do powiek i bardzo intensywnego makijażu oka, stronię raczej od pomadek i błyszczyków. Nie przepadam za kolorem na ustach, sama czuję się w nim dziwnie i raczej go unikam. Ciężko jest mi też znaleźć idealnie 'nagi' odcień, który nie będzie zbyt różowy, ani zbyt biały, nie będzie odcinał się od twarzy i nie będzie wyglądał tandetnie. A kolory nowej Viva Glam są dla mnie po prostu idealne. Są bezbłędnie wyważone, mają dokładnie idealnie nagi odcień. Przy tym błyszczyk nie skleja ust, jest trochę wyczuwalny, ale podejrzewam, że to bardziej kwestia mojego braku przyzwyczajenia do noszenia błyszczyków czy pomadek, niż samego produktu. Bardzo zaskoczyło mnie jego pozytywne działanie na usta. Wargi są po nim bardzo delikatne, gładkie i miękkie, jakby odżywione. Na pewno nie wysusza ust, jak wiele tego typu produktów, co jeszcze bardziej mnie do nich zniechęca.
Na pewno sporym mankamentem dla mnie jest zapach tego produktu. Jest ciężki i waniliowy, a ja średnio przepadam za takimi zapachami. Ale jeśli ktoś lubi, nie powinien mieć problemu.
Błyszczyk ma kolor delikatnego piaskowego beżu. Piękny jest również cały makijaż promujący kolekcję Viva Glam.
Oczywiście cały dochód ze sprzedaży pomadek i błyszczyków Viva Glam Gaga 2 zasili konto MAC Aids Fund.
m.m.
wtorek, 15 marca 2011
Na szybko - dwa letnie cuda... :)
tak, tak... wiosna dopiero w progu, a marki selektywne już zaczynają kusić latem ;)
mam dla Was sporo zdjęć zapowiadanych kolekcji, ale dzisiaj na szybko wrzucam tylko dwa od których nie mogę oderwać oczu - jak pewnie nie trudno zgadnąć, są to .... tadam!!!... cienie do powiek ;)
pierwsze cudo to Smashbox i mam ogromną nadzieję, że mnie nie zawiodą i okażą się równie genialne, co paleta wiosenna
m.m.
mam dla Was sporo zdjęć zapowiadanych kolekcji, ale dzisiaj na szybko wrzucam tylko dwa od których nie mogę oderwać oczu - jak pewnie nie trudno zgadnąć, są to .... tadam!!!... cienie do powiek ;)
pierwsze cudo to Smashbox i mam ogromną nadzieję, że mnie nie zawiodą i okażą się równie genialne, co paleta wiosenna
Druga letnia pokusa to Chanel. Przyznam szczerze, że jeszcze dotąd nie popełniłam ich cieni, zresztą bardzo mi je kilkakrotnie odradzano ze względu na bardzo słabe napigmentowanie. Ostatnio jednak czytałam gdzieś, że jakość znacznie się poprawiła, więc kto wie... :) Na razie podziwiam. Do wejścia letnich kolekcji zostało jeszcze trochę czasu.
m.m.
niedziela, 13 marca 2011
S.O.S. dla ekstremalnie suchej skóry z problemami - Effaclar, Oilatum Soft oraz Cetaphil
Pierwsze powiewy wiosny nastrajają bardzo optymistycznie. Dni stają się coraz dłuższe i cieplejsze, poprawia się nastrój i stan skóry ;) Przestaje wysuszać ją centralne ogrzewanie, przestają podrażniać grube swetry, ujemne temperatury, czy lodowaty wiatr. Generalnie wszystkie rodzaje skóry cierpią w okresie zimowym na przesuszenia i podrażnienia. Na szczęście jeśli nie są to poważniejsze stadia, wystarczy skuteczny i systematycznie stosowany balsam. Gorzej mają się niestety skóry suche i bardzo suche...
Jestem nie do końca szczęśliwą posiadaczką właśnie takiej bardzo kłopotliwej skóry. Skóry ekstremalnie suchej, ale przy tym skłonnej do niedoskonałości i problemów. Skóry, dla której trudno jest dobrać właściwą pielęgnację tak, by jej pomóc zbytnio jej nie obciążając. Generalnie do tej zimy wystarczył mi bardzo mocno nawilżający krem-żel i było ok. Niestety, w tym roku jej stan drastycznie się pogorszył i musiałam sięgnąć po intensywniej działające produkty.
Jestem nie do końca szczęśliwą posiadaczką właśnie takiej bardzo kłopotliwej skóry. Skóry ekstremalnie suchej, ale przy tym skłonnej do niedoskonałości i problemów. Skóry, dla której trudno jest dobrać właściwą pielęgnację tak, by jej pomóc zbytnio jej nie obciążając. Generalnie do tej zimy wystarczył mi bardzo mocno nawilżający krem-żel i było ok. Niestety, w tym roku jej stan drastycznie się pogorszył i musiałam sięgnąć po intensywniej działające produkty.
Faza testowa - Balneum Intensiv, Bioderma oraz odżywka do paznokci Sally Hansen Nail Protex
Postanowiłam wprowadzić coś w rodzaju nowego działu na blogu - postaram się w Fazie Testowej pisać o wszystkich nowych produktach, które ktoś mi polecił, których potrzebowałam, bądź też które mnie zainteresowały i na których zakup się zdecydowałam. Przedstawię obietnice producenta, zdjęcia. Po pewnym czasie, kiedy okaże się już czy były to produkty trafione, czy też zwykłe buble - mam nadzieję, że takich nie będzie ;) - zamieszczę na blogu pełną recenzję.
Ogłoszenia parafialne ;)
Jak pewnie już zauważyłyście moja ciągła, nierówna walka z szablonami bloga trwa :)
Nie wiem, który już raz zmieniam szatę bloga, ale nie znając się niestety ani odrobinę na html'u, zmuszona jestem bazować na gotowych wzorach, które szczerze mówiąc pozostawiają sporo do życzenia i ciągle nie jestem zadowolona z efektu.
Chciałabym, żeby blog stał się bardziej atrakcyjny wizualnie i bardziej przejrzysty, staram się również dodać kilka gadżetów :)
Kończę przygotowywanie kilku postów, zarówno 'kolorowych', jak i 'mazidłowych', więc mam nadzieję, że lada moment uda mi się wrzucić je na bloga.
Tymczasem życzę Wam pięknego i udanego dnia, mam nadzieję, że wszędzie ta niedziela jest tak słoneczna i spacerowa :)
pozdrawiam,
m.m.
Nie wiem, który już raz zmieniam szatę bloga, ale nie znając się niestety ani odrobinę na html'u, zmuszona jestem bazować na gotowych wzorach, które szczerze mówiąc pozostawiają sporo do życzenia i ciągle nie jestem zadowolona z efektu.
Chciałabym, żeby blog stał się bardziej atrakcyjny wizualnie i bardziej przejrzysty, staram się również dodać kilka gadżetów :)
Kończę przygotowywanie kilku postów, zarówno 'kolorowych', jak i 'mazidłowych', więc mam nadzieję, że lada moment uda mi się wrzucić je na bloga.
Tymczasem życzę Wam pięknego i udanego dnia, mam nadzieję, że wszędzie ta niedziela jest tak słoneczna i spacerowa :)
pozdrawiam,
m.m.
środa, 9 marca 2011
Hydro Powder Eye Shadow Shiseido
Nie da się ukryć, że od marca wyczekuje już na pierwsze promienie słoneczne, które są zazwyczaj zapowiedzią ciepłych wiosennych dni oraz upalnego lata. Biorąc przykład z mojego kota w taki piękny i słoneczny przedwiosenny dzień, najchętniej położyłabym się na parapecie i wygrzewała. Pierwsze ciepłe promienie natchnęły mnie do wiosenno - letnich już poszukiwań kosmetycznych.
Jednym z obowiązujących trendów makijażu na sezon- wiosna-lato 2011 będzie BŁYSK. Dyskretnym błyskiem ma świecić nasza cera, policzki oraz oczy. Świetnie do tego zadania będą nadawały się cienie japońskiej marki Shiseido Hydro Powder Eye Shadow, które wcale nie są sezonową nowością! Cienie są stałym elementem makijażowej linii Shiseido, która nie zmienia się tak dynamicznie w porównaniu do innych marek z tej samej półki. Marka ta znana jest głównie z produktów do pielęgnacji. Make Up Shiseido to raczej uzupełnienie tej pielęgnacji.
Jednym z obowiązujących trendów makijażu na sezon- wiosna-lato 2011 będzie BŁYSK. Dyskretnym błyskiem ma świecić nasza cera, policzki oraz oczy. Świetnie do tego zadania będą nadawały się cienie japońskiej marki Shiseido Hydro Powder Eye Shadow, które wcale nie są sezonową nowością! Cienie są stałym elementem makijażowej linii Shiseido, która nie zmienia się tak dynamicznie w porównaniu do innych marek z tej samej półki. Marka ta znana jest głównie z produktów do pielęgnacji. Make Up Shiseido to raczej uzupełnienie tej pielęgnacji.
wtorek, 8 marca 2011
Mega Metal Shadows by MAC
Dzisiaj kilka słów na temat cieni z limitowanej kolekcji Peacocky, którą znaleźć można - jeszcze chyba przez kilka dni w salonach MAC'a.
Kolekcja inspirowana pawimi piórami to 12 błyszczyków oraz 15 metalicznych cieni do powiek. Dzisiaj recenzja cieni i swatche trzech z nich.
poniedziałek, 7 marca 2011
Komiksowo - MAC Wonder Woman
Marzec to w Polsce nowa kolekcja MAC'a. Komiksowa i kolorowa. 'Twarzą" kolekcji jest dzielna super-bohaterka.
sobota, 5 marca 2011
Bare Escentuals - Bare Minerals Foundation - podkład mineralny
Dzisiaj podkład, który dla mnie okazał się wielkim rozczarowaniem. Posiadam go od jesieni i od tego czasu uparcie testuję i sprawdzam na wszelkie możliwe sposoby. Skusiłam się na niego, ponieważ potrzebowałam podkładu przede wszystkim bardzo lekkiego i rozświetlającego, który ożywi zmęczoną, poszarzałą skórę. Niestety Bare Minerals nie radzi sobie z żadnym z tych zadań. Staram się naprawdę znaleźć na niego sposób, ale tracę już nadzieję i zaczyna brakować mi pomysłów.
piątek, 4 marca 2011
Shiseido Luminizing Satin Eye Color Trio - Fire
Dzisiaj krótka recenzja jednych z moich ulubionych ostatnio cieni do powiek. Jest to moja jedyna paletka z Shiseido, ale muszę przyznać, że jej jakość skłania do rozważenia kolejnych zakupów.
Mowa o Luminizing Satin Eye Color Trio w kolorze OR 302 Fire.
Mowa o Luminizing Satin Eye Color Trio w kolorze OR 302 Fire.
poniedziałek, 28 lutego 2011
Siarkowa Moc od Barwy
Pozostając jeszcze dzisiaj w temacie pielęgnacji, chciałam powiedzieć Wam kilka słów na temat kremu, który nabyłam zupełnie przypadkiem. Sięgnęłam po niego zniechęcona wieloma wysokopółkowymi produktami, które dalekie były od spełniania obietnic swoich producentów, często nie tylko nie skutkowały, ale wręcz pogarszały stan mojej skóry.
Niestety wiele czynników zewnętrznych, zanieczyszczenia, tryb życia, stres i wiele innych powodują, że w obecnych czasach większość kobiet, które okres dojrzewania mają już dawno za sobą, nadal boryka się z różnymi problemami na skórze. Jeśli dodatkowo mamy jeszcze partie ekstremalnie suchej skóry np. na policzkach, to naprawdę trudno o dobranie odpowiedniej pielęgnacji, ponieważ takiej skóry nie można dodatkowo narazić na działanie bardziej inwazyjnych produktów.
Niestety wiele czynników zewnętrznych, zanieczyszczenia, tryb życia, stres i wiele innych powodują, że w obecnych czasach większość kobiet, które okres dojrzewania mają już dawno za sobą, nadal boryka się z różnymi problemami na skórze. Jeśli dodatkowo mamy jeszcze partie ekstremalnie suchej skóry np. na policzkach, to naprawdę trudno o dobranie odpowiedniej pielęgnacji, ponieważ takiej skóry nie można dodatkowo narazić na działanie bardziej inwazyjnych produktów.
czwartek, 24 lutego 2011
masła do ciała - Ziaja, Bielenda oraz The Body Shop
Witam po kolejnej, niezamierzonej, krótkiej przerwie. Niestety w ostatnich dniach z powodu kilku zawirowań miałam ograniczone możliwości czasowe, ale postaram się to nadrobić i mam nadzieję, że teraz już recenzję będą pojawiać się regularnie. Liczę również na to, że niebawem będę już w stanie prezentować Wam rzeczywiste zdjęcia produktów i swatche.
A dzisiaj moi faworyci wśród maseł do ciała.
Zdecydowanie moim ulubieńcem w tej gamie produktów jest Sopot Spa marki Ziaja. Pierwsze, co zauważa się po odkręceniu słoiczka, to niesamowity, wakacyjny zapach. Bardzo świeży, trochę jakby morski. Kolejną zaletą tego produktu jest bardzo lekka konsystencja. Masło nie jest tłuste, nie pozostawia filmu, bardzo ładnie się wchłania. Zapewnia skórze komfort i wystarczające nawilżenie. Nie jest to masło, które zimą świetnie nawilży taką ekstremalnie wysuszoną skórę, ale dla normalnej, lub lekko przesuszonej jest idealne. Świetnie też sprawdza się latem, nie obciąża i jak już wspomniałam jest bardzo lekkie. Skóra jest miękka i gładka. Świetny produkt na co dzień.
Kolejnym masłem, które naprawdę lubię jest seria z The Body Shop. Uwielbiam cytrynę, grejpfruta i mandarynkę. Niedawno skusiłam się również na jagodę, ale niestety zapach po kilku aplikacjach stał się bardzo męczący - od razu więc uczulam na to, by dobrze przetestować wybrany zapach przed zakupem, zwłaszcza, że te masła to dość duży wydatek. Na szczęście podczas wyprzedaży, część zapachów można znaleźć w ofercie -50%. Masła TBS świetnie rozprowadzają się na skórze pozostawiając na niej delikatny zapach. Bardzo dobrze się wchłaniają, nie pozostawiają tłustej warstwy. Rewelacyjnie nawilżają i chronią skórę. Jest delikatna, elastyczna i pięknie pachnie, a zapach utrzymuje się naprawdę długo. Plusem jest również bardzo solidne opakowanie.
Ostatnim masłem, o którym chciałabym Wam dzisiaj powiedzieć kilka słów jest produkt Bielendy Awokado. Generalnie nie jestem fanką tej marki. Unikam ich produktów do twarzy, ale to masło bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Ma bardzo przyjemny, słodki - melonowy - zapach, delikatna konsystencję, jest bardziej tłuste, niż dwa poprzednie, ale dosyć dobrze się wchłania. Na lato jest jednak trochę zbyt bogate. Masło generalnie jest skuteczne. Dobrze nawilża i zapewnia komfort. Niestety tak jak Ziaja, nie zapewni terapii ekstremalnie wysuszonej skórze, ale sprawdza się przy tej normalnej i lekko przesuszonej w codzienny użyciu. Opakowanie nie sprawia niestety wrażenia porządnego, jest dość kruche i tandetne.
Wszystkie trzy produkty są bardzo przyjemne w użyciu, łatwo i wygodnie się aplikują. Polskie masła mają zdecydowaną przewagę cenową, te z The Body Shop są jednak trochę lepsze jakościowo i zapachowo, co jest oczywiście bardzo ważne, ale biorąc pod uwagę fakt, że tego typu produktu zużywa się dość dużo, cena nie pozostaje bez znaczenia. Zaletą produktów z TBS są dwie różne pojemności opakowań, ta mniejsza, będąca również w regularnej sprzedaży, często dodawana jest do pełnowymiarowej wersji.
m.m.
A dzisiaj moi faworyci wśród maseł do ciała.
Zdecydowanie moim ulubieńcem w tej gamie produktów jest Sopot Spa marki Ziaja. Pierwsze, co zauważa się po odkręceniu słoiczka, to niesamowity, wakacyjny zapach. Bardzo świeży, trochę jakby morski. Kolejną zaletą tego produktu jest bardzo lekka konsystencja. Masło nie jest tłuste, nie pozostawia filmu, bardzo ładnie się wchłania. Zapewnia skórze komfort i wystarczające nawilżenie. Nie jest to masło, które zimą świetnie nawilży taką ekstremalnie wysuszoną skórę, ale dla normalnej, lub lekko przesuszonej jest idealne. Świetnie też sprawdza się latem, nie obciąża i jak już wspomniałam jest bardzo lekkie. Skóra jest miękka i gładka. Świetny produkt na co dzień.
Kolejnym masłem, które naprawdę lubię jest seria z The Body Shop. Uwielbiam cytrynę, grejpfruta i mandarynkę. Niedawno skusiłam się również na jagodę, ale niestety zapach po kilku aplikacjach stał się bardzo męczący - od razu więc uczulam na to, by dobrze przetestować wybrany zapach przed zakupem, zwłaszcza, że te masła to dość duży wydatek. Na szczęście podczas wyprzedaży, część zapachów można znaleźć w ofercie -50%. Masła TBS świetnie rozprowadzają się na skórze pozostawiając na niej delikatny zapach. Bardzo dobrze się wchłaniają, nie pozostawiają tłustej warstwy. Rewelacyjnie nawilżają i chronią skórę. Jest delikatna, elastyczna i pięknie pachnie, a zapach utrzymuje się naprawdę długo. Plusem jest również bardzo solidne opakowanie.
Ostatnim masłem, o którym chciałabym Wam dzisiaj powiedzieć kilka słów jest produkt Bielendy Awokado. Generalnie nie jestem fanką tej marki. Unikam ich produktów do twarzy, ale to masło bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Ma bardzo przyjemny, słodki - melonowy - zapach, delikatna konsystencję, jest bardziej tłuste, niż dwa poprzednie, ale dosyć dobrze się wchłania. Na lato jest jednak trochę zbyt bogate. Masło generalnie jest skuteczne. Dobrze nawilża i zapewnia komfort. Niestety tak jak Ziaja, nie zapewni terapii ekstremalnie wysuszonej skórze, ale sprawdza się przy tej normalnej i lekko przesuszonej w codzienny użyciu. Opakowanie nie sprawia niestety wrażenia porządnego, jest dość kruche i tandetne.
Wszystkie trzy produkty są bardzo przyjemne w użyciu, łatwo i wygodnie się aplikują. Polskie masła mają zdecydowaną przewagę cenową, te z The Body Shop są jednak trochę lepsze jakościowo i zapachowo, co jest oczywiście bardzo ważne, ale biorąc pod uwagę fakt, że tego typu produktu zużywa się dość dużo, cena nie pozostaje bez znaczenia. Zaletą produktów z TBS są dwie różne pojemności opakowań, ta mniejsza, będąca również w regularnej sprzedaży, często dodawana jest do pełnowymiarowej wersji.
m.m.
poniedziałek, 14 lutego 2011
cień w kremie od MaxFactor - Masterpiece Colour Precision Eyeshadow
Dzisiaj cień, który polubiłam od samego początku - jest maksymalnie trwały, bardzo łatwy i szybki w użyciu, dlatego szybko stał się jednym z moich podstawowych, codziennych kosmetyków.
Cień dostępny jest w czterech kolorach - star dust, icicle rose, pearl beige oraz coffee. Masterpiece ma kremową konsystencję, jest bardzo mocno napigmentowany i połyskliwy. Świetnie rozprowadza się na powiece. Rewelacyjnie funkcjonuje zarówno samodzielnie, jak i jako baza pod inne cienie. Dość szybko zastyga na powiece, nie zbiera się w załamaniu, nie wałkuje się i jest naprawdę trwały.
Cień MaxFactor'a świetnie sprawdza się również jako baza pod delikatne smoky eyes, często rozcieniowuję nim też ciemniejsze kolory, żeby zgubić ich intensywność. Jaśniejsze odcienie świetnie nadają się do rozświetlania wewnętrznego kącika, lub pod łuk brwiowy. Cień ma swój własny aplikator, który przydatny jest podczas nakładania, natomiast rozcierać go na powiece polecam pędzelkiem.
Efekt naprawdę robi wrażenie, jest subtelny i delikatny. Masterpiece Colour Precision to bardzo dobry produkt wart uwagi.
m.m
Cień dostępny jest w czterech kolorach - star dust, icicle rose, pearl beige oraz coffee. Masterpiece ma kremową konsystencję, jest bardzo mocno napigmentowany i połyskliwy. Świetnie rozprowadza się na powiece. Rewelacyjnie funkcjonuje zarówno samodzielnie, jak i jako baza pod inne cienie. Dość szybko zastyga na powiece, nie zbiera się w załamaniu, nie wałkuje się i jest naprawdę trwały.
Cień MaxFactor'a świetnie sprawdza się również jako baza pod delikatne smoky eyes, często rozcieniowuję nim też ciemniejsze kolory, żeby zgubić ich intensywność. Jaśniejsze odcienie świetnie nadają się do rozświetlania wewnętrznego kącika, lub pod łuk brwiowy. Cień ma swój własny aplikator, który przydatny jest podczas nakładania, natomiast rozcierać go na powiece polecam pędzelkiem.
Efekt naprawdę robi wrażenie, jest subtelny i delikatny. Masterpiece Colour Precision to bardzo dobry produkt wart uwagi.
m.m
czwartek, 10 lutego 2011
serwisy aukcyjne - w poszukiwaniu podróbek
Ostatnia wizyta na Allegro skłoniła mnie do napisania kilku słów na temat morza podrób jakie można tam spotkać.
Zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdy ma ochotę wydawać pieniądze na kupowanie kosmetyków drogich marek selektywnych, ale na rynku dostępna jest taka ilość dużo tańszych produktów, które nie odbiegają jakoś drastycznie jakością od tych z górnej półki, że naprawdę nie trzeba tracić ich na kupowanie podrób, które do tego wszystkiego są najczęściej fatalnej jakości. Jako, że tępię wszelkie przejawy oszustwa i kradzieży - a podszywanie się pod produkty, tak jak posługiwanie się logiem marki - nie jest niczym innym jak właśnie złodziejstwem, podam linki do tych aukcji, tak, by każdy mógł dokładnie przyjrzeć się temu, czego jak ognia należy unikać.
Niestety istnieje też cała masa aukcji z kosmetykami kradzionymi - temu również jestem bardzo przeciwna, nie ma natomiast sposobu, by te aukcje poznać od razu. Produkty są oryginalne, jedynie pochodzą z takiego, a nie innego źródła. Jedynym sposobem, który w tym przypadku może przynieść rezultat, jest unikanie sprzedawców wystawiających oryginalne kosmetyki po podejrzanie niskich cenach. Zresztą jest to również świetny sposób na to, by uniknąć kupienia podróby - nie ma się co łudzić, że cień Lancome kupimy okazyjnie za 10PLN - ten produkt jest albo kradziony, albo po prostu nie ma nic wspólnego z oryginałem.
Skupię się dzisiaj na MACu, bo tego jest prawdziwy wysyp, natomiast wszystkie te punkty można spokojnie odnieść do wielu innych marek selektywnych.
Pamiętajcie też, że kupując podrabiane produkty nie macie gwarancji ich bezpieczeństwa - nie wiadomo, po prostu, co kupujecie. To coś może nie mieć sprawdzonego składu, może zawierać drażniące, a nawet szkodliwe substancje, które nigdy nie zostały przebadane, a które np. mogą Was uczulić. Poza tym kupujecie coś, czego jakość generalnie pozostawia bardzo wiele do życzenia. Cienie mogą się osypywać, być słabo napigmentowane, czy bardzo nietrwałe.
Pierwszym filtrem i sygnałem alarmowym zawsze powinna być zbyt niska cena. Nikt nie pozbywa się oryginalnych kosmetyków pochodzących z legalnego źródła za grosze. A już na pewno nie w ilościach hurtowych :)
m.m.
Zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdy ma ochotę wydawać pieniądze na kupowanie kosmetyków drogich marek selektywnych, ale na rynku dostępna jest taka ilość dużo tańszych produktów, które nie odbiegają jakoś drastycznie jakością od tych z górnej półki, że naprawdę nie trzeba tracić ich na kupowanie podrób, które do tego wszystkiego są najczęściej fatalnej jakości. Jako, że tępię wszelkie przejawy oszustwa i kradzieży - a podszywanie się pod produkty, tak jak posługiwanie się logiem marki - nie jest niczym innym jak właśnie złodziejstwem, podam linki do tych aukcji, tak, by każdy mógł dokładnie przyjrzeć się temu, czego jak ognia należy unikać.
Niestety istnieje też cała masa aukcji z kosmetykami kradzionymi - temu również jestem bardzo przeciwna, nie ma natomiast sposobu, by te aukcje poznać od razu. Produkty są oryginalne, jedynie pochodzą z takiego, a nie innego źródła. Jedynym sposobem, który w tym przypadku może przynieść rezultat, jest unikanie sprzedawców wystawiających oryginalne kosmetyki po podejrzanie niskich cenach. Zresztą jest to również świetny sposób na to, by uniknąć kupienia podróby - nie ma się co łudzić, że cień Lancome kupimy okazyjnie za 10PLN - ten produkt jest albo kradziony, albo po prostu nie ma nic wspólnego z oryginałem.
Skupię się dzisiaj na MACu, bo tego jest prawdziwy wysyp, natomiast wszystkie te punkty można spokojnie odnieść do wielu innych marek selektywnych.
- Pomysłowość sprzedawców nie zna granic. Wymyślają produkty, na które nigdy wcześniej nie wpadli dyrektorzy najznakomitszych marek kosmetycznych. Doskonałą bronią do walki z taką kreatywnością jest Internet - jeśli nie znacie produktu - poświęćcie kilkanaście sekund, by sprawdzić, czy coś takiego w ogóle istnieje. Nie trzeba nawet wchodzić na strony producentów - wystarczy Google. Doskonały przykład takiej aukcji - http://allegro.pl/mac-6-kolorow-wyprzedaze-okazja-i1441330292.html, również tu ktoś wykazał się sporą fantazją - kolekcja MAC z Ungaro owszem była, ale to nie ma z nią nic wspólnego http://allegro.pl/sprasowane-cienie-mac-x3-emanuel-ungaro-nowosc-i1441693710.html
- Kontynuując poprzedni punkt a propos kreatywności - wszelkiej maści zestawy cieni do powiek, więcej niż trio, quady, bądź w 6 w kolekcjach świątecznych - nie istnieją. MAC ma system kaset, które kupuje się puste i później uzupełnia cieniami. Są to kasety 4 i 15 elementowe. Cienie dobierane są dowolnie, więc te palety nie mają nazw. Quady pojawiają się również w kolekcjach limitowanych, ale od niedawna mają zupełnie inny wygląd niż kasety do uzupełniania. Z tyłu znajduje się wtedy nazwa palety i wyszczególnione kolory. Identycznie rzecz ma się w przypadku 6. Dodatkowo zawierają one malutki pędzelek - NIE pacynkę!!! Palety są tematycznie związane z kolekcją i często opakowanie nawiązuje do niej kolorystycznie. Pojedyncze cienie nigdy nie mają dołączonych lusterek, ani pacynek. Nie ma również cieni MACa w paleta a'la Fred Farrugia, czyli nakładanych na siebie modułów dwóch czy o zgrozo większej ilości cieni.
- Pędzle - tu kreatywność przerasta wyobrażenie. NIE ISTNIEJĄ zestawy pędzli MAC 24, 32 i nie wiadomo jeszcze ilu elementowe. Pędzle MAC w regularnych rozmiarach dostępne są pojedynczo. Zestawy /max. 5 pędzlowe/ pojawiają się w kolekcjach limitowanych i są z nimi nierozerwanie związane poprzez etui. Są to pędzle, które po numerze - pędzle MAC są numerowane - /trzycyfrowo-252, 217/ - mają skrót SE lub SH. Są wyraźnie krótsze od tych dostępnych w stałej ofercie i mogą różnić się kolorem rączki, bądź metalowej obejmy. Ceny zestawów limitowanych oscylują w granicach 250PLN, ceny pojedynczych pędzli MAC zaczynają się od ca. 100PLN - nie ma takiej możliwości, by kupić zestaw 32 za 150PLN - http://allegro.pl/zestaw-make-up-32-pedzli-mac-nowe-okazja-i1448969011.html to samo tyczy się wszelkich innych pędzli renomowanych marek - w Polsce rewelacyjne pędzle, również w zestawach i w bardzo przystępnych cenach można kupić np. na stronie Kozłowskiego.Są sprawdzone, trwałe i oryginalne. Przy podróbkach nie wiecie naprawdę co dotyka Waszej twarzy i jaka będzie tego jakość i trwałość.
- Zarówno MAC, jak i inne marki mają bardzo charakterystyczne opakowania. MAC ma bardzo charakterystyczną czcionkę i nie popełnia błędów ortograficznych na opakowaniach, tak samo zresztą, jak żaden inny szanujący się producent. Kolory zarówno cieni, błyszczyków i szminek, maskar, kredek nie mają numerów - mają nazwy - białe na czarnym tle. Opakowania właściwe produktów mają na środku napis MAC i z reguły /za wyjątkiem pudrów prasowanych i to też nie wszystkich, bo Mineralize nie posiada/ nie ma w opakowaniu lusterka. Zawsze sprawdźcie przed zakupem nie tylko wygląd paletki, ale również to jak wygląda oryginalny kartonik, to też może wiele Wam powiedzieć. Warto zapoznać się z nazewnictwem, bądź numeracją kolorów. Rzadko zdarza się, by marka używająca nazw, nagle postanowiła użyć numerów. Warto też zerknąć na dostępną gamę kolorystyczną i ofertę, oraz sprawdzić czy dana marka w ogóle produkuje trio, czy może jedynie quady cieni.
- Jeżeli chodzi o kolorystykę produktów dostępnych w regularnej ofercie - nie ma nic prostszego niż wejście na stronę producenta i sprawdzenie, czy taki kolor, lub paleta w ogóle istnieje. Kolejny przykład fantazji - http://allegro.pl/blyszczyk-plushglass-mac-z-witamina-e-drobinki-i1441324639.html polecam zwrócić również uwagę na niezbyt starannie podrobione opakowanie kartonowe - nie ma możliwości, by tak wyglądało. Taki błyszczyk w ofercie MAC istnieje, niestety ten akurat nawet koło niego nie leżał.
- Zwracajcie również, w miarę możliwości, uwagę na to w jakim kraju kosmetyk został wyprodukowany. Niestety nie jestem w stanie odnaleźć aukcji, na którą wpadłam przypadkiem, a która dotyczyła cieni Guerlain wyprodukowanych we Włoszech. Jest to raczej na 99,9% podróbka. Guerlain jest marką francuską i tam wytwarza swoje produkty. Cena raczej również rozwiewała wątpliwości. Quad Guerlain'a, jeśli jest oryginalny i nie został ukradziony nie może kosztować 25PLN.
Pamiętajcie też, że kupując podrabiane produkty nie macie gwarancji ich bezpieczeństwa - nie wiadomo, po prostu, co kupujecie. To coś może nie mieć sprawdzonego składu, może zawierać drażniące, a nawet szkodliwe substancje, które nigdy nie zostały przebadane, a które np. mogą Was uczulić. Poza tym kupujecie coś, czego jakość generalnie pozostawia bardzo wiele do życzenia. Cienie mogą się osypywać, być słabo napigmentowane, czy bardzo nietrwałe.
Pierwszym filtrem i sygnałem alarmowym zawsze powinna być zbyt niska cena. Nikt nie pozbywa się oryginalnych kosmetyków pochodzących z legalnego źródła za grosze. A już na pewno nie w ilościach hurtowych :)
m.m.
Odżywki do rzęs - Lash+ i Celia
Jak już pewnie wiele z Was zdążyło się zorientować czytając recenzje maskar - mam kompletnego fioła na punkcie teatralnych, maksymalnie wydłużonych rzęs. Aby nie zdawać się w tej kwestii jedynie na tusze, każdego wieczoru wspomagam swoje rzęsy odżywką. Dobrze dobrana regeneruje, odżywia, sprawia, że stają się one bardziej odporne na działanie maskar, czy płynów do demakijażu. Chciałabym przedstawić Wam dwa moje ulubione produkty.
Pierwszy to Lash+ marki Greenfields - dostępny niestety jedynie w perfumerii Sephora.
Efekt jaki zapewnia to serum jest - przynajmniej w moim przypadku piorunujący. Rzęsy są widocznie dłuższe, lśniące, wyglądają zdrowo i ten efekt widoczny jest bardzo szybko. Odżywka natychmiast pobudza wzrost rzęs. Teoretycznie o 2 mm już w ciągu miesiąca.
Dużą zaletą produktu jest brak jakichkolwiek skutków ubocznych - oczy nie łzawią, nie pieką, nie są zaczerwienione. Formuła jest praktycznie bezzapachowa.
Kolejnym produktem, który bardzo lubię jest odżywka z D-panthenolem firmy Celia. Stosuję ją jako bazę pod maskarę. Odżywka nawilża oraz pomaga zregenerować kruche i łamliwe rzęsy. Ułatwia aplikację maskary, ładnie wydłuża i potęguje efekt tuszu.
Dostępna jest w trzech wersjach - nawilżającej, wzmacniającej oraz regenerującej.
Pierwszy to Lash+ marki Greenfields - dostępny niestety jedynie w perfumerii Sephora.
Efekt jaki zapewnia to serum jest - przynajmniej w moim przypadku piorunujący. Rzęsy są widocznie dłuższe, lśniące, wyglądają zdrowo i ten efekt widoczny jest bardzo szybko. Odżywka natychmiast pobudza wzrost rzęs. Teoretycznie o 2 mm już w ciągu miesiąca.
Dużą zaletą produktu jest brak jakichkolwiek skutków ubocznych - oczy nie łzawią, nie pieką, nie są zaczerwienione. Formuła jest praktycznie bezzapachowa.
Kolejnym produktem, który bardzo lubię jest odżywka z D-panthenolem firmy Celia. Stosuję ją jako bazę pod maskarę. Odżywka nawilża oraz pomaga zregenerować kruche i łamliwe rzęsy. Ułatwia aplikację maskary, ładnie wydłuża i potęguje efekt tuszu.
Dostępna jest w trzech wersjach - nawilżającej, wzmacniającej oraz regenerującej.
m.m.
wtorek, 1 lutego 2011
Cudotwórcza baza - Stay Don't Stray by Benefit
Po krótkiej przerwie wracam do Was z kolejnym, tym razem naprawdę fenomenalnym produktem. Mowa o Stay Don't Stray od mojej coraz bardziej ulubionej marki - Benefit.
Stay Don't Stray jest bazą 360* - działa wokół całego oka. Na powiekach jest bazą pod cienie, a pod okiem bazą pod korektor. Ma bardzo wygodne w użyciu opakowanie i konsystencję. Jest cielistym płynnym fluidem, który bardzo wygodnie i łatwo rozprowadza się na powiekach po prostu palcem. Dopasowuje się do każdego koloru skóry i jest zupełnie niewyczuwalna. Nie pozostawia tłustego filmu na powiekach. Jest bardzo wydajna. Ma dość charakterystyczny zapach podkładu. Nie wysusza, zawiera witaminę C i E. Nie zbiera się w załamaniach, nie wałkuje się.
Baza pięknie rozjaśnia okolice oczu, niweluje oznaki zmęczenia, wygładza skórę. Jest teoretycznie bazą pod korektor, ale z powodzeniem w lekkim makijażu dziennym pełni jego funkcję samodzielnie.
Kilka słów o jej współpracy z cieniami do powiek. Zacznę od tego, że nie znalazłam cieni, z którymi ta baza nie współgrałaby. Makijaż oka położony na Stay Don't Stray wytrzymuje bez najmniejszego problemu cały dzień. Cienie pięknie trzymają się powieki, nie rolują się, nie zbierają w załamaniu, nie znikają. Po prostu są, tam gdzie zostały położone i w takim samym stanie. Baza bardzo przedłuża trwałość makijażu oka. Ale to, za co ten produkt cenię sobie chyba najbardziej, to sposób w jaki intensyfikuje i wydobywa kolory. To jest naprawdę fenomen. Kolory są pełne, głębokie i prawdziwe. Świetnie się łączą i cieniują. Oczy wyglądają zachwycająco.
Generalnie baza Benefitu stała się produktem z jakim nie rozstaję się podczas makijażu oka. Jest bardzo trwała, wydajna, pięknie podkreśla kolory cieni i świetnie z nimi współpracuje.
m.m.
Stay Don't Stray jest bazą 360* - działa wokół całego oka. Na powiekach jest bazą pod cienie, a pod okiem bazą pod korektor. Ma bardzo wygodne w użyciu opakowanie i konsystencję. Jest cielistym płynnym fluidem, który bardzo wygodnie i łatwo rozprowadza się na powiekach po prostu palcem. Dopasowuje się do każdego koloru skóry i jest zupełnie niewyczuwalna. Nie pozostawia tłustego filmu na powiekach. Jest bardzo wydajna. Ma dość charakterystyczny zapach podkładu. Nie wysusza, zawiera witaminę C i E. Nie zbiera się w załamaniach, nie wałkuje się.
Baza pięknie rozjaśnia okolice oczu, niweluje oznaki zmęczenia, wygładza skórę. Jest teoretycznie bazą pod korektor, ale z powodzeniem w lekkim makijażu dziennym pełni jego funkcję samodzielnie.
Kilka słów o jej współpracy z cieniami do powiek. Zacznę od tego, że nie znalazłam cieni, z którymi ta baza nie współgrałaby. Makijaż oka położony na Stay Don't Stray wytrzymuje bez najmniejszego problemu cały dzień. Cienie pięknie trzymają się powieki, nie rolują się, nie zbierają w załamaniu, nie znikają. Po prostu są, tam gdzie zostały położone i w takim samym stanie. Baza bardzo przedłuża trwałość makijażu oka. Ale to, za co ten produkt cenię sobie chyba najbardziej, to sposób w jaki intensyfikuje i wydobywa kolory. To jest naprawdę fenomen. Kolory są pełne, głębokie i prawdziwe. Świetnie się łączą i cieniują. Oczy wyglądają zachwycająco.
Generalnie baza Benefitu stała się produktem z jakim nie rozstaję się podczas makijażu oka. Jest bardzo trwała, wydajna, pięknie podkreśla kolory cieni i świetnie z nimi współpracuje.
m.m.
czwartek, 20 stycznia 2011
Swieża i naturalna wiosna z In Bloom od Smashbox
Jest już w Polsce najnowsza kolekcja marki Smashbox. Piękna, świeża i wiosenna - In Bloom.
Kolekcja świetnie wpisuje w wiosenne trendy - jest naturalnie, świetliście i dziewczęco.Głównym elementem kolekcji jest paleta 10 cieni z dołączonym do nich pędzelkiem.
Cienie są absolutnie fenomenalne. Wszystko to, co typowe dla cieni tej marki znajdziecie w tej palecie. Są trwałe, bardzo mocno napigmentowane, a co za tym idzie wydajne. Świetnie się cieniują, łączą. Nie osypują się, nie wałkują, nie zbierają w załamaniu. W IN BLOOM EYE SHADOW PALETTE znalazły się zarówno cienie lśniące, jak i matowe. Ułożone są w gotowe pary, ale nic nie ogranicza swobodnego komponowania zestawów.
Dodający twarzy maksimum świeżości Cream Cheek Duo - czyli kremowy róż w dwóch odcieniach, które można łączyć, lub stosować oddzielnie.
Dwa pudrowe eyelinery, których nie miałam jeszcze niestety okazji wypróbować, ale gdy tylko mi się to uda, natychmiast podzielę się wrażeniami :)
Kolekcję zamykają dwa błyszczyki w całkowicie nowych kolorach Coral oraz Soft Pink.
Kolekcja jest naprawdę śliczna i bardzo kobieca. In Bloom mnie osobiście kojarzy się z delikatnymi, wiosennymi płatkami kwiatów. Pełna jest naturalnych odcieni, które jednocześnie pięknie odświeżą makijaż po ziemie.
m.m.
Z aptecznej półki - Vichy - Aera Teint Pure
Dzisiaj kolejny podkład, tym razem od marki dostępnej wyłącznie w aptekach. Przyznam szczerze, że moje dotychczasowe doświadczenia /sprzed kilku lat, także jak się okazało niezbyt aktualne ;)/ z podkładami tej marki, wyrobiły u mnie przekonanie, iż są to - wybaczcie dosłowność - kitowate mazidła, w kolorach nie pasujących raczej nikomu. Jestem wielką fanką balsamów, czy ampułek i szamponów do włosów, ale podkłady omijałam szerokim łukiem. Do niedawna... Ostatnio wypróbowałam Aera Teint Pure. Podeszłam do tego fluidu bardzo sceptycznie pomna wcześniejszych doświadczeń z tą marką w tym konkretnym zakresie. I muszę przyznać, że zostałam bardzo pozytywnie zaskoczona. Nie wiem, jak prezentują się pozostałe podkłady Vichy, ale ten jest naprawdę bardzo dobry.
Aera Teint Pure dostępny jest w dwóch wersjach - do cery suchej, oraz normalnej i mieszanej. Wersję dla skóry n/m znajdziecie w bardzo wygodnym opakowaniu z pompką. Dużym minusem jest niestety wybór kolorów. Gama jest dosyć uboga. Ja używam najjaśniejszego dostępnego odcienia i mimo wszystko, jest on dla mnie odrobinę zbyt ciemny. Ale w ciągu dnia podkład nie zmienia odcienia nawet o ton, nie ciemnieje, nie zmienia tonacji, więc bez problemu można sobie z tym poradzić jaśniejszym pudrem wykończeniowym. Przede wszystkim Aera Teint Pure ma płynną, bardzo lekką konsystencję. Rozprowadza się na twarzy idealnie, zarówno palcami, jak i pędzlem. Nie ma mowy o żadnych smugach, czy plamach. Podkład nie zasycha na twarzy, więc nie trzeba spieszyć się z aplikacją i można zrobić to bardzo dokładnie i uważnie. Krycie jest średnie. Podkład maskuje drobne niedoskonałości i zaczerwienienia, nie podkreśla porów, ani nie zatyka ich. Aera Teint na skórze jest zupełnie niewyczuwalny, daje efekt pięknie rozświetlonej, zdrowej, promiennej cery. Wykończenie jest naturalne, półmatowe. Skóra jest gładka, delikatna i aksamitna. Efekt, jaki ten podkład pozostawia na skórze, porównywalny jest dla mnie z naprawdę dobrymi podkładami marek selektywnych. Podkład utrzymuje się na twarzy praktycznie cały dzień. Skóra nie jest podrażniona, ani ściągnięta. Jedyne, co mogłabym mu zarzucić, to że pod koniec dnia uwidocznione są drobne przesuszenia, ale to bardziej kwestia skóry, niż podkładu.
Podsumowując, Aera Teint Pure jest jednym z lepszych podkladów z jakimi zetknęłam się ostatnio, jest on zarazem jednym z największych zaskoczeń, ponieważ rezultat bardzo przekroczył moje oczekiwania. Podkład pięknie rozświetla skórę, pozostawia ją gładką, a przy tym jest naprawdę niesamowicie przyjemny w użyciu.
m.m.
Aera Teint Pure dostępny jest w dwóch wersjach - do cery suchej, oraz normalnej i mieszanej. Wersję dla skóry n/m znajdziecie w bardzo wygodnym opakowaniu z pompką. Dużym minusem jest niestety wybór kolorów. Gama jest dosyć uboga. Ja używam najjaśniejszego dostępnego odcienia i mimo wszystko, jest on dla mnie odrobinę zbyt ciemny. Ale w ciągu dnia podkład nie zmienia odcienia nawet o ton, nie ciemnieje, nie zmienia tonacji, więc bez problemu można sobie z tym poradzić jaśniejszym pudrem wykończeniowym. Przede wszystkim Aera Teint Pure ma płynną, bardzo lekką konsystencję. Rozprowadza się na twarzy idealnie, zarówno palcami, jak i pędzlem. Nie ma mowy o żadnych smugach, czy plamach. Podkład nie zasycha na twarzy, więc nie trzeba spieszyć się z aplikacją i można zrobić to bardzo dokładnie i uważnie. Krycie jest średnie. Podkład maskuje drobne niedoskonałości i zaczerwienienia, nie podkreśla porów, ani nie zatyka ich. Aera Teint na skórze jest zupełnie niewyczuwalny, daje efekt pięknie rozświetlonej, zdrowej, promiennej cery. Wykończenie jest naturalne, półmatowe. Skóra jest gładka, delikatna i aksamitna. Efekt, jaki ten podkład pozostawia na skórze, porównywalny jest dla mnie z naprawdę dobrymi podkładami marek selektywnych. Podkład utrzymuje się na twarzy praktycznie cały dzień. Skóra nie jest podrażniona, ani ściągnięta. Jedyne, co mogłabym mu zarzucić, to że pod koniec dnia uwidocznione są drobne przesuszenia, ale to bardziej kwestia skóry, niż podkładu.
Podsumowując, Aera Teint Pure jest jednym z lepszych podkladów z jakimi zetknęłam się ostatnio, jest on zarazem jednym z największych zaskoczeń, ponieważ rezultat bardzo przekroczył moje oczekiwania. Podkład pięknie rozświetla skórę, pozostawia ją gładką, a przy tym jest naprawdę niesamowicie przyjemny w użyciu.
m.m.
poniedziałek, 17 stycznia 2011
ślicznie i wiosennie od Clinique - Chubby Stick Moisturizing Lip Colour Balm
Bardzo barwy przedsmak wiosny zapewniła nam w tym roku marka Clinique :)
Nowa seria balsamów do ust w 8 soczystych kolorach zamknięta jest w opakowaniach przypominających grube kredki do oczu lub ust. Opakowania odpowiadają kolorami odcieniom sztyftów. Balsam chroni usta, zapewniając im optymalne nawilżenie.
Zawiera masło shea oraz masło z nasion owocu mango dostarczając ustom sporej dawki wszystkich odżywczych i nawilżających substancji. Zapewnia im gładkość, miękkość i delikatność.
Poniżej znajdziecie swatche kolorów, w których Chubby Stick jest dostępny.
Nowa seria balsamów do ust w 8 soczystych kolorach zamknięta jest w opakowaniach przypominających grube kredki do oczu lub ust. Opakowania odpowiadają kolorami odcieniom sztyftów. Balsam chroni usta, zapewniając im optymalne nawilżenie.
Zawiera masło shea oraz masło z nasion owocu mango dostarczając ustom sporej dawki wszystkich odżywczych i nawilżających substancji. Zapewnia im gładkość, miękkość i delikatność.
Poniżej znajdziecie swatche kolorów, w których Chubby Stick jest dostępny.
m.m.
sobota, 15 stycznia 2011
Wielkie wyjście - co i jak ze skórą przed ważną, lub mniej ważną imprezą
Wprawdzie Sylwester już za nami, ale nadal trwa karnawał, a lada moment rozpocznie się w pełni sezon ślubny, dlatego chciałabym dzisiaj podpowiedzieć Wam kilka rzeczy, które zrobić warto, oraz takich z których najlepiej zrezygnować, by w ten ważny dzień lub wieczór wyglądać olśniewająco. Na pewno większość z tych sposobów i rad jest Wam już doskonale znana, ja jedynie postaram się to wszystko usystematyzować i zebrać w takie mini-kompendium, z którego szybko i łatwo można będzie w każdej chwili skorzystać. No więc zaczynamy :)
- jestem ogromną fanką kremów pod oczy, zwłaszcza takich trzymanych w lodówce - błyskawiczne odświeżają spojrzenie, likwidują obrzęki i podpuchniete oczy. Niestety wiele z nich - zwłaszcza te o żelowej konsystencji, nawet przy użyciu minimalnej ilości - ma skłonność do rolowania się, gdy położy się na nie podkład, czy korektor. Dlatego zazwyczaj większą ilość kremu nakładam kilkanaście minut wcześniej, po czym przecieram powieki i okolice oczu płynem micelarnym.
- świeżości spojrzeniu doda również biała, lub beżowa kredka na linii wodnej; jeżeli tylko pozwala na to makijaż na jaki się decydujecie
- bardzo należy uważać ze wszelkiego typu rozświetlaczami. Mocno rozświetlający podkład jest raczej kiepskim pomysłem. Najlepiej wyglądał będzie subtelny, bardzo drobno zmielony /na to warto zwrócić uwagę przy jego wyborze/ rozświetlacz położony punktowo na szczytach kości policzkowych i odrobinę pod łukiem brwiowym, można rozświetlić również łuk na środku górnej wargi. Bardzo ostrożnie natomiast radziłabym dawkować błysk pod oczami, żeby nie uzyskać efektu np. Edyty Górniak. Wszystkie highlightery łapią światło flesza błyskawicznie i pod oczami na zdjęciach widać wielkie białe kręgi. Do ciała tez lepiej zastosować balsamy rozświetlające zawierające delikatne, dobrze zmielone drobinki, bądź pyłek.
- niekoniecznie dobrym pomysłem będą w tym momencie eksperymenty z malowaniem. Makijaż jest integralną częścią naszego wyglądu, musi być 'wygodny', dopasowany, nie może przeszkadzać i absorbować naszej uwagi przez cały dzień, czy wieczór. Postawiłabym na sprawdzone makijaże, ewentualnie wypróbowane i przećwiczone wcześniej kilka razy nowości. Na pewno odradzałabym zabieranie się za nowy, skomplikowany makijaż, znaleziony np. w gazecie na kilkanaście minut przed wyjściem. To samo dotyczy, moim zdaniem, kolorystyki i formy produktów. Sięganie po wściekle cytrynowy pigment, jeśli na co dzień używa się jedynie stonowanego, prasowanego beżu i brązu może okazać się ryzykowne.
- dobrym pomysłem jest baza pod podkład, która przedłuży trwałość makijażu i pomoże ładnie rozprowadzić i związać podkład ze skórą. Na pewno warto użyć bazy pod cienie do powiek, pozwoli to uniknąć problemu rolujących sie i zbierających się w załamaniu powieki cieni, które zmuszone będziemy co jakiś czas poprawiać.
- ważne jest też, by nie przesadzić z ilością kosmetyków matujących, bo efekt może być przeciwny do zamierzonego. Zamiast matującego kremu, bazy, podkładu i pudru, lepiej będzie zdecydować się na mocno nawilżający krem /uwaga na niskie temperatury na zewnątrz!/, matująca baza, nawilżający podkład i puder fixujacy, który nie tylko utrzyma mat, ale również przedłuży trwałość makijażu. Dobrze nawilżona skóra praktycznie zawsze wygląda swieżo i promiennie.
Do torebki dobrze jest wrzucić bibułki matujące, puder do poprawek, kilka wacików kosmetycznych, chusteczek higienicznych i patyczków do uszu /świetnie pomagają poprawić cień na powiekach/, oraz to, co jest Wam niezbędne - pomadka, błyszczyk, itepe.
Ufff, po tym strasznie długim poście pozostaje mi już tylko życzyć Wam wspaniałej zabawy, niezależnie od okazji :)
- Miesiąc przed ważną datą to naprawdę ostatni moment, by próbować wszelkich nowości. Jeżeli kuszą Was eksperymenty kosmetyczo-kolorystyczne; jakiekolwiek nowe, bardziej inwazyjne zabiegi w gabinetach, których do tej pory nie próbowałyście; bądź też radykalne zmiany koloru włosów - zróbcie to właśnie najpóźniej na około 4 tygodnie przed. Nawet jeśli wtedy cokolwiek pójdzie nie po waszej myśli, to skóra zdąży jeszcze dojść do siebie, uczulenia i podrażnienia będzie można wyleczyć, a wypróbowany i pewny kolor położyć ponownie na włosy, nie ryzykując ich utraty. Przetestujcie również stosunkowo wcześniej pod kątem alergii czy podrażnień nowe kosmetyki, jeżeli zamierzacie takich użyć.
- Jeśli macie w planach wizytę w gabinecie, oczyszczanie, mikrodermabrazję, kawitację, czy jakiekolwiek inne zabiegi, po których skóra powinna mieć czas, by się zagoić wybierzcie się na nie nie później niż na 10 - 7 dni przed imprezą. Mikro ranki muszą się pogoić, a skóra zregenerować i najlepiej poradzi sobie z tym bez obciążenia makijażem. Dzięki temu również nie bedzie straszyć twarzą wyglądającą jak odarta ze skóry. Tydzień przed dobrze jest też sięgnąć po samoopalacz, by delikatnie wyrównać kolor skóry.
- Dzień poprzedzający to doskonały czas na wszelkie zabiegi kojące i nawilżające zarówno w gabinecie, jak i w domu. Pamiętać jedynie należy, żeby w ten dzień unikać już nowości, czy eksperymentów i sięgać jedynie po sprawdzone, skuteczne kosmetyki. Jeżeli nie korzystacie z gabinetu to dobrze jest wieczorem przed imprezą zrobić dokładny peeling i nałożyć maskę kojącą, a na noc np. rozjaśniające, dodające blasku serum.
- Rano, lub wieczorem przed wyjściem bardzo polecam położenie na twarz schłodzonej maski kolagenowej. Można już bez problemu dostać je w drogeriach. Fenomenalnie odświeża, nawilża i relaksuje. Lepiej byłoby unikać już wtedy jakiejkolwiek ingerencji w skórę, czyli np. peelingów, czy choćby płatków ścierających, które mogą spowodować podrażnienia.
- Jeżeli spojówka jest zaczerwieniona, można połozyć na kilka minut okład z herbaty, bądź sięgnąć po krople - np. Visine.
- Teraz kilka słów na temat makijażu:
- jestem ogromną fanką kremów pod oczy, zwłaszcza takich trzymanych w lodówce - błyskawiczne odświeżają spojrzenie, likwidują obrzęki i podpuchniete oczy. Niestety wiele z nich - zwłaszcza te o żelowej konsystencji, nawet przy użyciu minimalnej ilości - ma skłonność do rolowania się, gdy położy się na nie podkład, czy korektor. Dlatego zazwyczaj większą ilość kremu nakładam kilkanaście minut wcześniej, po czym przecieram powieki i okolice oczu płynem micelarnym.
- świeżości spojrzeniu doda również biała, lub beżowa kredka na linii wodnej; jeżeli tylko pozwala na to makijaż na jaki się decydujecie
- bardzo należy uważać ze wszelkiego typu rozświetlaczami. Mocno rozświetlający podkład jest raczej kiepskim pomysłem. Najlepiej wyglądał będzie subtelny, bardzo drobno zmielony /na to warto zwrócić uwagę przy jego wyborze/ rozświetlacz położony punktowo na szczytach kości policzkowych i odrobinę pod łukiem brwiowym, można rozświetlić również łuk na środku górnej wargi. Bardzo ostrożnie natomiast radziłabym dawkować błysk pod oczami, żeby nie uzyskać efektu np. Edyty Górniak. Wszystkie highlightery łapią światło flesza błyskawicznie i pod oczami na zdjęciach widać wielkie białe kręgi. Do ciała tez lepiej zastosować balsamy rozświetlające zawierające delikatne, dobrze zmielone drobinki, bądź pyłek.
- niekoniecznie dobrym pomysłem będą w tym momencie eksperymenty z malowaniem. Makijaż jest integralną częścią naszego wyglądu, musi być 'wygodny', dopasowany, nie może przeszkadzać i absorbować naszej uwagi przez cały dzień, czy wieczór. Postawiłabym na sprawdzone makijaże, ewentualnie wypróbowane i przećwiczone wcześniej kilka razy nowości. Na pewno odradzałabym zabieranie się za nowy, skomplikowany makijaż, znaleziony np. w gazecie na kilkanaście minut przed wyjściem. To samo dotyczy, moim zdaniem, kolorystyki i formy produktów. Sięganie po wściekle cytrynowy pigment, jeśli na co dzień używa się jedynie stonowanego, prasowanego beżu i brązu może okazać się ryzykowne.
- dobrym pomysłem jest baza pod podkład, która przedłuży trwałość makijażu i pomoże ładnie rozprowadzić i związać podkład ze skórą. Na pewno warto użyć bazy pod cienie do powiek, pozwoli to uniknąć problemu rolujących sie i zbierających się w załamaniu powieki cieni, które zmuszone będziemy co jakiś czas poprawiać.
- ważne jest też, by nie przesadzić z ilością kosmetyków matujących, bo efekt może być przeciwny do zamierzonego. Zamiast matującego kremu, bazy, podkładu i pudru, lepiej będzie zdecydować się na mocno nawilżający krem /uwaga na niskie temperatury na zewnątrz!/, matująca baza, nawilżający podkład i puder fixujacy, który nie tylko utrzyma mat, ale również przedłuży trwałość makijażu. Dobrze nawilżona skóra praktycznie zawsze wygląda swieżo i promiennie.
Do torebki dobrze jest wrzucić bibułki matujące, puder do poprawek, kilka wacików kosmetycznych, chusteczek higienicznych i patyczków do uszu /świetnie pomagają poprawić cień na powiekach/, oraz to, co jest Wam niezbędne - pomadka, błyszczyk, itepe.
Ufff, po tym strasznie długim poście pozostaje mi już tylko życzyć Wam wspaniałej zabawy, niezależnie od okazji :)
czwartek, 13 stycznia 2011
Baza pod cienie do powiek od Artdeco
Dzisiaj chciaabym przedstawić kolejny produkt, który pozwoli przedłużyć trwałość makijażu oka. Artdeco Eyeshadow Base to delikatna kremowa konsystencja zamknięta w maleńkim, czarnym, bardzo gustownym, słoiczku.
Baza ma zupełnie naturalny, lekko transparentny, cielisty odcień. Jest neutralna. Nie koryguje koloru powieki, nie tuszuje zaczerwienień, czy zasinień. Ma przyjemną satynową teksturę. Na konto jej wad trzeba niestety zapisać połyskujące w niej drobinki. Są bardzo subtelne i słabo widoczne, ale jednak. Baza ma dość intensywny zapach, który mnie osobiście kojarzy się z męskim kremem do golenia, ale jest on praktycznie niewyczuwalny już nawet podczas aplikacji, w zasadzie, by go poczuć trzeba zbliżyć słoiczek do twarzy. Sama aplikacja bazy na powiekach nie jest problematyczna, ale opakowanie niestety nie należy do wygodnych. Ja często korzystam z małego pędzelka, by wydobyć ją ze słoiczka. Produkt rozprowadza się na powiece bardzo dobrze. Wystarczy dokładnie rozetrzeć bazę palcem. Nie tworzą się grudki, ani plamy. Produkt ładnie intensyfikuje kolor cieni. Pomaga je rozprowadzić i rozcieniować. Makijaż utrzymuje się na oku naprawdę bardzo długo, cienie nie rolują się, nie wałkują i nie zbierają w załamaniu. Miałam okazję używać tej bazy z wieloma markami cieni i nie zauważyłam żadnych problemów. Nie miałam do czynienia z cieniami z którymi ta baza by nie współgrała. Nie ma również znaczenia konsystencja cieni. Zarówno z prasowanymi, jak i sypkimi sprawdza się doskonale. Bardzo polecam ją szczególnie pod cienie słabo napigmentowane - ładnie pomaga wydobyć ich kolor.
Baza Artdeco jest naprawdę niewiarygodnie wydajna. Zużywa się jej minimalne ilości, więc słoiczek, mimo bardzo niewielkiego rozmiaru wystarczy na bardzo długo.
m.m.
Baza ma zupełnie naturalny, lekko transparentny, cielisty odcień. Jest neutralna. Nie koryguje koloru powieki, nie tuszuje zaczerwienień, czy zasinień. Ma przyjemną satynową teksturę. Na konto jej wad trzeba niestety zapisać połyskujące w niej drobinki. Są bardzo subtelne i słabo widoczne, ale jednak. Baza ma dość intensywny zapach, który mnie osobiście kojarzy się z męskim kremem do golenia, ale jest on praktycznie niewyczuwalny już nawet podczas aplikacji, w zasadzie, by go poczuć trzeba zbliżyć słoiczek do twarzy. Sama aplikacja bazy na powiekach nie jest problematyczna, ale opakowanie niestety nie należy do wygodnych. Ja często korzystam z małego pędzelka, by wydobyć ją ze słoiczka. Produkt rozprowadza się na powiece bardzo dobrze. Wystarczy dokładnie rozetrzeć bazę palcem. Nie tworzą się grudki, ani plamy. Produkt ładnie intensyfikuje kolor cieni. Pomaga je rozprowadzić i rozcieniować. Makijaż utrzymuje się na oku naprawdę bardzo długo, cienie nie rolują się, nie wałkują i nie zbierają w załamaniu. Miałam okazję używać tej bazy z wieloma markami cieni i nie zauważyłam żadnych problemów. Nie miałam do czynienia z cieniami z którymi ta baza by nie współgrała. Nie ma również znaczenia konsystencja cieni. Zarówno z prasowanymi, jak i sypkimi sprawdza się doskonale. Bardzo polecam ją szczególnie pod cienie słabo napigmentowane - ładnie pomaga wydobyć ich kolor.
Baza Artdeco jest naprawdę niewiarygodnie wydajna. Zużywa się jej minimalne ilości, więc słoiczek, mimo bardzo niewielkiego rozmiaru wystarczy na bardzo długo.
m.m.
the lash bar - czyli, co kleić w tym sezonie
W związku z tym, że karnawał w pełni, a jednym z podstawowych trendów są sztuczne rzęsy, przygotowałam dla Was galerię pełną przeróżnych, fantazyjnych rzęs. Kładłam nacisk na te najbardziej kolorowe i widowiskowe, idealne na wyjście większe i mniejsze. Oczywiście w ofercie wszystkich marek posiadających sztuczne rzęsy znajdziecie te naturalne, codzienne; zarówno na pasku jak i w kępkach. Dzisiaj jednak wersja absolutnie karnawałowa. Miłego oglądania :)
Na początek galeria rzęs marki Inglot.
Chciałabym zaprezentować Wam jeszcze rzęsy marki Make Up For Ever. Są to jedne z najlepszych rzęs dostępnych na polskim rynku.
Jak widzicie, wybór jest ogromny. A to jedynie wybrana przeze mnie część. Na stoiskach firmy Inglot w mniejszych galeriach dostępność modeli rzęs może być ograniczona, ale na pewno kompletną ofertę znajdziecie w sklepach Inglota. Marka Make Up For Ever natomiast, dostępna jest w sieci Sephora i tam nie powinno być problemu z wyborem modeli.
m.m.
Na początek galeria rzęs marki Inglot.
Chciałabym zaprezentować Wam jeszcze rzęsy marki Make Up For Ever. Są to jedne z najlepszych rzęs dostępnych na polskim rynku.
Jak widzicie, wybór jest ogromny. A to jedynie wybrana przeze mnie część. Na stoiskach firmy Inglot w mniejszych galeriach dostępność modeli rzęs może być ograniczona, ale na pewno kompletną ofertę znajdziecie w sklepach Inglota. Marka Make Up For Ever natomiast, dostępna jest w sieci Sephora i tam nie powinno być problemu z wyborem modeli.
m.m.
Subskrybuj:
Posty (Atom)